poniedziałek, 23 lipca 2012

Władek i papierosy


Żeby nieco się usprawiedliwić, posłużę się cytatem mojego ulubionego pisarza, Johna Irvinga, a zarazem niedoścignionego wzoru.

[...] ale pisarze - Garp miał smutną świadomość tego faktu - są po prostu obserwatorami, dobrmi i pozbawionymi skrupułów naśladowcami ludzkich zachowań. Garp nie chciał obrazić pamięci Tincha; po prostu wykorzystał jedną z jego cech. 

I dalej, zgodnie z kolejnymi stronicami Świata według Garpa:

Masz własny pogląd na to, co jest fikcją, a co faktem, ale czy wyobrażasz sobie, że inni mają klucz do twojego systemu? To wszystko w jakiś sposób stanowi twoje doświadczenie - obojętne, jak wiele z tego wymyśliłeś, nawet jeśli to tylko doświadczenie wyimaginowane. Ludzie są przekonani, że to jestem ja i że to jesteś ty. A czasem i ja sama tak myślę.

Dalszy komentarz chyba jest zbyteczny. A może i wcześniejszy nie był niezbędny?

Z kąśliwym uśmieszkiem, ucieszona, że mam to za sobą - nie tylko pisanie tego opowiadania, ale na pewno nie palenie - zapraszam do przeczytania poniższego tekstu, okupionego paczką fajek i momentami załamań nerwowych.

 Władek i papierosy
       
   Pierwszy raz paliłam z Władkiem na imprezie u Teyi. Byliśmy wtedy oboje niziutcy, ale nie aż tak jak Teya. Ja jeszcze nie nosiłam butów na obcasie, a Władek… cóż, z wiekiem garbił się coraz mocniej i z każdym rokiem robił się o milimetr niższy. Nasi znajomi, koledzy – przyjaciele?, straszyli rakiem płuc, śmiercią w męczarniach, tym, że nikt nie będzie nas chciał całować. Rok później większość z nich zaczęła palić, rzucać, palić, rzucać, tyć, palić, chudnąć… Władek też. Ja nie. Ja tyłam bez rzucania papierosów, ale to nie o tym opowieść.
  Było krótko przed jedenastą, do Nowego Roku zostało jeszcze sporo czasu. Zaszyliśmy się z Władkiem w szopie, w której stały jakieś drewniane beczki i usiedliśmy na nich.
   - Co chciałbyś zmienić w Nowym Roku? – spytałam, bo przecież nie znałam jeszcze Władka za dobrze i ten temat wydał mi się bardzo uniwersalny.
    - Nie wiem. Chyba nic. Albo wszystko…
    Pokiwałam głową. Cudownie. Jak ja wytrzymam z tym chłopakiem kolejne sześć minut? Zaczęłam szybciej palić, ale Władkowi się nie spieszyło.
    - Może rzucę fajki, jak biegam, to coś mnie kłuje w płucach ostatnio…
    - O, biegasz?
    - Tak, po boisku. Gram w nogę.
    - Fajnie. Ja nie lubię piłki nożnej.
    - Dlaczego? To sport dla prawdziwych mężczyzn! – oburzył się i mężnie wypiął dosyć wątłą pierś, w którą stuknął się pięścią.
    - Nie bardziej niż tenis, a ten jest o wiele bardziej emocjonujący.
    - Eeee, co ty tam wiesz… Gra dla burżujów i lalusiów, tyle.
    - Możesz mieć swoje zdanie, ja mam swoje. Póki nie użyjesz konkretnych argumentów, do niczego mnie nie przekonasz.
    - Nie wiedziałem, że z ciebie taka nonkonformistka…
    - Wręcz przeciwnie. Bardzo zależy mi na dopasowaniu się.
   - To ci chyba nie wychodzi, co? – Zaciągnął się papierosem bardzo, bardzo głęboko. Miał czerwone Marlboro, którymi mnie poczęstował. Nie bardzo mi smakowały, ale na tamtym etapie fascynował mnie niebieski dymek wydobywający się z moich ust. Mogłam patrzeć na niego w nieskończoność. Szkoda, że tak szybko znikał i trzeba było się na nowo zaciągać. – Jeśli zależy ci na przypodobaniu się Teyi, to zjebałaś sprawę. Trzeba się było gorzej ubrać, bo ją totalnie przyćmiłaś.
    - Ojej, dziękuję. – Byłam szczerze zdziwiona, ale że zawsze też łasa na komplementy, to od razu zapałałam do Władka nieco większą sympatią. – A co ty myślisz o Teyi?
     - Nie lubię jej, to taka mała pipka, która kupuje sobie przyjaciół…
     - To dlaczego tu jesteś?
     - Z hipokryzji. Tak jak ty.
     - Ja ją lubię, chyba… Wiesz, mamy gorsze i lepsze momenty… - mruknęłam z konsternacją.
   Drzwi składziku otworzyły się z rozmachem. Do środka wpadła Moja Najlepsza Przyjaciółka. Pijana i jeszcze bardziej uparta niż zwykle. Już wtedy patrzyła na Władka inaczej niż na zwykłego kumpla. Mogłam się domyślić, że jeszcze będą z tego kłopoty.
      - Zabijecie się! – wrzasnęła i wygoniła nas z budynku.
      Wyrzuciliśmy pety w śnieg, spojrzeliśmy na siebie i się uśmiechnęliśmy.

    - Coś takiego, nie spodziewałbym się tu ciebie! – zawołał Władek, spiesząc mi na ratunek z wyciągniętą zapalniczką. – Naprawdę się uzależniłaś.
      - Bzdury – powiedziałam, odpaliwszy mentolowego slima.
      Była duża przerwa, końcówka stycznia. Ręce drżały mi z zimna i złości.
      - Co ci jest? – spytał Władek, stając bardzo blisko mnie. Otarł mi palcem spływającą po policzku łzę i wygrzebał z kieszeni chusteczkę higieniczną. – Weź.
      - Dziękuję. – Podałam mu papierosa, wydmuchałam nos i z powrotem zabrałam szluga. – Nic mi nie jest, tylko… Pokłóciłam się z Teyą. Powiedziała, że niszczę jej życie.
       - Ale melodramat. Dlaczego?
    - Wiesz, jestem przewodniczącą klasy… Musiałam rozstrzygnąć spór, Teya była w błędzie i ośmieliłam się jej to powiedzieć… Było mi jej tak żal, tak bardzo płakała, no ale gdybym przyznała jej rację, to mogłoby to skrzywdzić kilka innych osób…
      - Nie przejmuj się, ona tak gada i gada, a jutro zapomni o wszystkim. Oglądałem Australian Open. Djoković całkiem dobrze grał, z tym że ja bym poradził sobie lepiej.
    - Bez wątpienia. – Rozbawił mnie. Poprawiłam okulary, które zsuwały mi się z nosa i przypatrzyłam się mu dokładniej. Miał bardzo ładne brązowe oczy, otoczone firanką ciemnych rzęs błyszczały huncwocko. – A gdybyś był na moim miejscu? Lepiej byś sobie poradził z Teyą?
        - Pewnie nie, ale jestem facetem, więc może uległaby mojemu urokowi…
        - Myślisz, że tak łatwo ją oczarować?
        - Myślę, że łatwiej, niż myślisz. Nie zadręczaj się tym, robiłaś to, co do ciebie należało.
        - I nie chcesz poznać jej stanowiska? Tak po prostu przyznajesz mi rację? Nie jesteś zbyt pochopny? Może to ja jestem w błędzie?
        Wzruszył ramionami, speszony.
         - Chodź, zaraz będzie dzwonek. Pospieszmy się.
       Faktycznie, musieliśmy przyspieszyć palenie. Do szkoły nie mieliśmy daleko, bo skrywaliśmy się za ośrodkiem kultury, wybudowanym po przeciwległej stronie ulicy w stosunku do naszego liceum, lecz trzeba było jeszcze zdjąć kurtki, umyć ręce, skołować gumę do żucia… Nie było wiele czasu na przyjemności.

      Kiedy nieco się ociepliło, paliłam w damskiej ubikacji, bo można było otworzyć okno bez narażania się na bijący z dworu mróz. Było tylko trochę niebezpieczniej, ponieważ co jakiś czas, dwa albo trzy razy dziennie, do pomieszczenia wpadała chemica.
       - Ej, to jest damska! – zawołała Karolina z oburzeniem do Władka, który wparował do naszej ubikacji i zamknął za sobą z hukiem drzwi.
         - No chyba wiem? Radzio mnie gonił, bo nie mam ID…
         W naszej szkole trzeba było nosić białe plakietki, przypinane do piersi. Nikt nie wiedział, po co, bo z pozycji nauczyciela, niezorientowanego w imionach uczniów, i tak nie dało się z nich odczytać danych, jako że czcionka była po prostu za mała. Poza tym nikt z innych szkół raczej nie miał ochoty przychodzić na lekcje do naszego liceum. Mimo to identyfikatory były obowiązkowe i koniec, ale tylko niektórzy nauczyciele egzekwowali ich obecność na naszych koszulkach. Najsurowszy był Radzio, alias Tiger, łysy historyk, który sylwetkę odziedziczył bez wątpienia po niedźwiedziu grizzly, a umiejętne wprowadzanie reżimu między cztery ściany klasy chyba po Mussolinim. Gdy dostrzegł ucznia bez plakietki, od razu wysyłał do dyrektora, a ten pisał naganę do rodziców, skazywał na kozę albo wymyślał inne sposoby tortur, ponieważ nie miał nic więcej do roboty.
         Wszystkie dziewczyny pokiwały głowami ze zrozumieniem i wróciły albo do palenia, albo do czesania, albo poprawiania makijażu, albo (o zgrozo!) jedzenia śniadania.
           - Cześć Milka.
           - Siema, Władek.
           - Jak tam sytuacja z Teyą? Słyszałem, że nieciekawie…
           - Już się nie lubimy – powiedziałam. – Próbowałam, naprawdę, ale się nie dało.
           - No wiem, słyszałem, jak ją wyciągałaś z depresji i byłaś z nią nawet u psychologa…
       - Tak, a w podziękowaniu dostała figę z makiem. Teya zrobiła z niej najgorszą – wtrąciła Karolina, która – chyba jak każdy w szkole – była dobrze poinformowana na ten temat. – A za co? – kontynuowała po ciężkim westchnieniu. – Za to, że ma za dobre serce.
        - Ojej… - Władek położył mi pocieszająco dłoń na ramieniu. – Masz szluga, żeby poczęstować?
        - Tak, a ten ją jeszcze wykorzystuje! – zawołała Karolina.
        - Jasne, że mam… - odpowiedziałam. – Niebieskie Lucky Strike, mogą być?
       - No pewnie! Dzięki. Ogień mam. Ufff… - Wypchnął z płuc wielki kłąb dymu. – Jak dobrze. – Odprężony, oparł się o białe kafelki i przyjrzał mi się. – Kurde, nie chce mi się wierzyć, że tak za nic. Na pewno nic nie zrobiłaś?
       - Władek. Proszę cię. Oczywiście, że zrobiłam! Powiedziałam, że nie mogę jej poświęcać tyle czasu, bo mam dwie szmaty z matmy i muszę je poprawić…
         - A ona co?
       - Bo to było przez telefon, no a ona zaczęła wtedy walić głową w ścianę, tak głośno, żebym słyszała przez słuchawkę…
          - O kurwa!
       - No i się zdenerwowałam. Szmat nie poprawiłam, a Teya jeszcze wszystkim rozpowiada, że żerowałam na jej pieniądzach, na jej dobrej woli, sratatatata… Wiesz co? Jeszcze nigdy nie spodziewałam się z kimś, kto tak świetnie potrafi obrócić kota ogonem…
          Drzwi ubikacji otworzyły się. W szparze pokazała się mała piegowata buzia.
          - Chemica idzie.
         Wszystkie dziewczyny pochowały się w kabinach albo powyrzucały papierosy i natychmiast się ulotniły. My z Władkiem dopiero zaczęliśmy palić. Nie było miejsca na ewakuację. Musieliśmy wcisnąć się razem do jednej kabiny. Władek usiadł na muszli klozetowej z podkurczonymi nogami, a ja stałam, obrócona do niego tyłem.
      Paliliśmy, kiedy rozległ się stukot obcasów i groźby starej nauczycielki. Dzwonek nas nie wybawił. Kobieta krążyła jeszcze dziesięć minut pod kabinami, po czym wyszła.
                - Ja pierdolę, co za horror… - mruknął Władek.
                - Przynajmniej teraz nie dopadnie cię na korytarzu Radzio.
                - Może nie teraz, ale i tak będzie miał na mnie oko… to lecę. A ty nie?
                - Mam okno.
                - Zazdroszczę. Słuchaj, ja ci mogę tę matmę potłumaczyć, jeśli chcesz.
                - Serio? – spytałam z nadzieją.
                - Jasne, umówimy się potem. Na razie!

                Miałam kryzys. Nie rozumiałam tych funkcji, a z Władkiem przeważnie się chichraliśmy, nie wiadomo z czego. Trudno mi się było przy nim skupić, bo dawno nie znajdowałam się tak blisko chłopaka. Jemu też trudno było tłumaczyć. Cały czas wgapiał się w mój dekolt, chyba trochę przesadziłam z tym wycięciem…
                Jego mamy nie było w domu, więc poszliśmy do salonu, usiedliśmy na wygodnych kanapach i zapaliliśmy. Tym razem on poczęstował mnie okropnymi niebieskimi Camelami.
                - Wiesz co, są takie plotki… - zaczął Władek, trzymając fajkę między wargami i nalewając mi do szklanki coca-coli. – Że Twoja Najlepsza Przyjaciółka żywi do mnie pewne uczucia.
                - Owszem, są takie plotki – zgodziłam się. W końcu to była prawda, nie było czemu zaprzeczać.
                - Wykończysz mnie. – Spojrzał na mnie z wyrzutem. – Może powiesz mi coś więcej?
                - Może.
                - Mila!
                Roześmiałam się. Czekałam, aż zrozumie, choć wiedziałam, że ta gra doprowadzi go do szewskiej pasji.
                - Powiedz mi proszę coś więcej na temat uczuć Twojej Najlepszej Przyjaciółki względem mnie – wysapał po kilku długich minutach układania poprawnej formuły. – Jesteś stuknięta – dorzucił. – Muszą cię przyjąć na polonistykę.
                - Wiem, zrobią to. Tylko najpierw matma… Ech. Dobrze. Chcesz czegoś więcej? Myślę, że ona bardzo cię lubi. Naprawdę. A ostatnio nie wyglądasz najgorzej, więc sam rozumiesz. Może z nią pogadasz, co? Sam, bez pośredników? Średnio mi to odpowiada. To znaczy mi to nawet pasuje, bo wtedy jestem na bieżąco, ale to wasza sprawa.
                Pokiwał głową.
                - Wiesz, że ostatnio Teya do mnie wypisuje? – spytał, patrząc na mnie z ukosa.
                - Nie. Skąd miałabym wiedzieć? Nic mi wcześniej nie mówiłeś. Czego chce?
                - Dalej się kolegować.
                - Acha… A ty…?
                - Nie wiem, mnie nic nie zrobiła…
                - Świetnie, Władek. Ale mnie wyrządziła wielką krzywdę! To nic dla ciebie nie znaczy?
                - Nie chcę mieć wrogów, Mila… Powinnaś rozumieć to najlepiej.
                - Dobra. Tłumacz mi tę cholerną matmę, bo chcę już spadać.
                - Jak sobie życzysz…

                Zadzwonił do mnie we wakacje, żebyśmy się spotkali. Nie miałam za bardzo ochoty. Nie mogłam znieść, że wybrał okropną Teyę, podczas gdy pod nosem miał moją najlepszą przyjaciółkę. Piękną, mądrą i o wielkim sercu. Wygarnęłam mu wszystko wieczorem, gdy spotkaliśmy się pod domem sąsiadów.
                - Właśnie… Chciałem ci po prostu przyznać rację, rozumiesz? – powiedział ze skruchą. Wyjął z kieszeni dżinsów paczkę obrzydliwych czerwonych Viceroy’ów i poczęstował mnie nimi. – Sorry, ostatnio trochę kryzys z forsą…
                - Schowaj to. – Sama wyjęłam z dekoltu dwa wymięte Djarumy. – No co? Chowam tam, żeby mama nie znalazła. Lubi przeszukiwać mi torebki.
                - Przecież już masz osiemnaście lat, nie? Możesz palić.
                - Ty też! A jednak nadal się chowasz przed własną matką. A moja powiedziała, że póki nie zacznę zarabiać, to nie mogę palić. Dopiero za swoje pieniądze… Nieważne. – Machnęłam ręką. Odpaliliśmy. – Dlaczego teraz ci się odmieniło? Teya już nie jest „wspaniałą dziewczyną”, jak pisałeś mi ostatnio?
                - Nie. Byłem głupi, przepraszam, wszyscy dobrze wiemy, że na pierwszym miejscu zawsze będzie Piotr, a ja gdzieś tam na końcu, w szaro-burym szeregu potępionych dusz…
                Uniosłam brwi w górę.
                - Musisz przeprosić moją najlepszą przyjaciółkę. Jesteś jej to winien.
                - Wiem, ale się boję…
                - Cicho. Słyszysz? – Gdy pokręcił głową, przyłożyłam mu do ucha szluga. Wreszcie usłyszał cichutkie pyknięcia. – To strzelająca bibułka.
                - Myślałem, że są tylko smakowe… Super bonus. – Nie brzmiał optymistycznie. – Ile kosztują te fajki?
                - Dużo za dużo, ale czasem warto… To dla mnie smak wakacji. I od teraz smak zwycięstwa. Nie zrób tylko tego samego błędu po raz kolejny, okej?
                - Okej. Dzięki, że poświęciłaś mi swój czas… Odezwę się do Twojej Najlepszej Przyjaciółki.
                - To może być też twoja przyjaciółka. Chociaż nie wiem, czy nie jest za późno…

                - Władek! – zawołałam ze zdziwieniem, widząc nadchodzącą sylwetkę.
                Wraz z kilkoma znajomymi siedzieliśmy na ławkach ustawionych na około wielkiego dębu w rozległym miejskim parku. Był późny wakacyjny wieczór, parny i lekko przyciężkawy. Świętowaliśmy imieniny jednego z zebranych kolegów.
                - Hej, no miało mnie nie być, ale w końcu się udało… - rzekł. – Kto ma fajkę?
                - Na mnie nie patrz – odpowiedziałam. – Po spacerze z Twoim Najlepszym Przyjacielem zapomniałam wyciągnąć fajki z portfela i matka je znalazła… Chciała mi wsunąć kieszonkowe…
                - Uuu, przykra sprawa. A co ty robiłaś z Moim Najlepszym Przyjacielem w ogóle? Co to za zdrada?
                - Najpierw ty odpowiedz, dlaczego miało cię nie być – zażądałam.
                - Ale skołuj mi fajkę.
                A ja, głupia, naiwna idiotka, wyżebrałam od Karoliny cienkiego Glamoura, a potem jeszcze słuchałam narzekań Władka, że „pedalskie”.
                - Jak nie chcesz, to biorę całego – fuknęłam.
                - Dobra, dobra, po trzy buchy! – Rozłożył ręce w pokojowym geście. – No to ten… Pewnie będziesz zła, ale tak to już musi być… Byłem umówiony z Teyą, ale obiecałem, że tu się pokażę… A teraz jak ona się dowie, to chyba mi proces wytoczy…
                - Że co?
                - No bo niby wróciliśmy do siebie.
                Wyjęłam mu papierosa z palców, rzuciłam w wysoką trawę i z mocą przydusiłam rozwalającym się trampkiem. Zrobiłam to tak gwałtownie, że koński ogon, w jaki związałam włosy, pacnął mnie mocno w policzek.
                -  Chyba kpisz! – wydarłam się, po czym wyrwałam komuś butelkę z tanim winem i wypiłam chyba pół dwoma czy trzema haustami.

                Później omijałam Władka szerokim łukiem do końca wakacji. Nie było to trudne, bo nie dzwonił, nie pisał, a mieszkaliśmy przecież na dwóch krańcach miasta. Nie należało do największych, ale potrafiło zapewnić anonimowość, jeśli się o to mocno  zadbało. W szkole było gorzej, ale na szczęście chodziliśmy do innych klas. Docierały mnie tylko plotki na temat Teyi i Władka. Oraz oczywiście Piotra, z którym Teya lubiła spędzać czas za plecami Władka. W skrajną irytację wpędzało mnie zastanawianie się nad tym, czy chłopak jest tak głuchy, że tego wszystkiego nie słyszy, czy po prostu nie chce o tym słyszeć. A w damskiej toalecie huczało na ten temat jak w ulu przez cały wrzesień i październik, na którego koniec osiemnastkę wyprawiła jedna ze wspólnych koleżanek moich i Władka. Zaprosiła naszą dwójkę, tak jak i Teyę oraz moją najlepszą przyjaciółkę.
                Cała nasza paczka była porządnie skłócona. Zauważyłam, że nawet Władek nie odzywa się do Teyi, która usiadła na końcu jednego stołu wraz z Piotrem. Muzyka disco polo sprawiła, że nieco szybciej musiałam wyjść na papierosa.
                - Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę?
                - Tak – burknęłam. – Ale nie chce mi się znowu tego roztrząsać. To mnie już nie obchodzi, wiesz? To twoja sprawa.
                - Wszystko okej? – spytał Seba, który wyszedł za nami z lokalu. Poczęstował naszą dwójkę poczciwymi niebieskimi L&M. – Nie wyglądacie najlepiej…
                Machnęłam tylko niedbale ręką.
                Władek trząsł się z zimna. Nie wziął ze sobą płaszcza, a powietrze o tej godzinie spadło już poniżej zera. Z nerwów odrzucał zbyt długą grzywkę jeszcze częściej niż zwykle, a na drobnym nosie pojawiły się czerwone plamki.
                - Słuchaj, załatwimy to szybko… Teya się nie będzie do mnie odzywała, póki nie powiem ci, że przyznając ci rację, byłem w błędzie.
                Nawet Seba, mający chyba najbardziej abstrakcyjny tok rozumowania z naszej trójki, nic nie zrozumiał. W końcu doszedł do najoczywistszego wniosku na świecie.
                - To jest jakieś głupkowate – stwierdził.
                Przyznałam mu rację i oddałam papierosa Natalce, która właśnie do nas dołączyła, po czym zniknęłam we wnętrzu lokalu.

                Minęły dwa lata. Nie rozmawialiśmy ze sobą, bo każde teraz miało innych przyjaciół od papierosów. Ale tak się zdarzyło, że wracaliśmy z uczelni po ciężkim tygodniu do naszego małego miasteczka tym samym pociągiem.
                - Mogę usiąść? – spytał Władek.
                Byłam pewna, że gdyby w pociągu były jakieś inne wolne miejsca, przeszedłby obok mnie bez słowa, udając, że mnie nie widzi.
                - Możesz.
                Jechaliśmy całą godzinę w milczeniu. Przy wysiadaniu wziął bez słowa moją walizkę i poniósł schodami w dół. Wyszedłszy z przejścia, zaoferował parasolkę, bo w mgnieniu oka z ołowianych chmur poleciał ulewny deszcz.
                - Ale się porobiło, nie? – spytał, odprowadziwszy pod budynek dworca, skąd miał do domu odwieźć mnie tata. – Tyle nie gadaliśmy… Studia rozdzielają starych przyjaciół, no nie?
                - Zależy, z jakiej strony na to patrzeć. Na przykład z moją najlepszą przyjaciółką wciąż utrzymuję kontakt, a przecież znamy się od zerówki. Fajkę?
                - Dzięki. W zasadzie próbuję rzucić, ale… Kurczę, kiedyś tyle razy wychodziliśmy razem na papierosy… Ach. Ogień mam zawsze przy sobie. Wiesz, słyszałem, że miałaś faceta… I co, rzuciłaś go?
                - Tak. Był dla mnie za dobry.
                - I nie kochałaś go?
                - Nie.
                - Powiedziałaś mu to?
                - Nie, po prostu zerwałam kontakt.
                - Typowo kobiece… Trzeba byłoby się razem napić, co nie?
                Odwróciłam wzrok od mokrych czubków moich szpilek i przeniosłam go na Władka. W nowych butach byłam od niego dużo wyższa, a on skrócił grzywkę. Samsonowi nie posłużyło ścięcie włosów…
                - Tak, chętnie – odrzekłam.
                Co było, a nie jest…
                Dokończyliśmy papierosy, często się śmiejąc, po czym Władek pożegnał się ze mną i ruszył przed siebie, a ja weszłam do samochodu ojca.
               
                Zadzwoniłam do niego jakiś czas później, ale nie odbierał. Może udało mu się rzucić palenie?

8 komentarzy:

  1. Heeeeej! Nesiaku, wiesz jak Ci jest dobrze w krótkiej formie? Lepiej niż w kilometrowej, chociaż kilometrowe też są spoko. Ale krótkie lepsze. Papierosy i opowiadanie lecące równią pochyłą od słodkości po gorzkość. A ostatnie zdanie przemega. Idę się pochlastać z zazdrości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ostatnio też zaczęłam tak myśleć, bo tyle razy próbowałam napisać powieść od początku do końca, a nigdy się nie udawało... Faktycznie, opowiadaniami łatwiej zaskoczyć, szybciej można wpaść na jakiś fajny koncept... Ale jeszcze nie wiem, czy się wiązać z krótką formą, mówisz, że mi w niej dobrze, ale sama się waham. Trochę chyba mnie pogrubia.

      Usuń
  2. Ej, wiem, że nie zależało Ci, żebym to czytała, ale... Naprawdę mi się podoba ;) Może nie traktuję tego jako opowiadanie, raczej komentarz. Ale jeżeli tak było, to... No, mogło być gorzej. Dużo nerwów nas to wszystko kosztowało, ale... Co było a nie jest. Now it's okay. Po prostu mogłyśmy wcześniej zrozumieć, że ludzie się nie zmieniają.
    Podoba mi się motyw jak z "Kawy i papierosów" - tyle, że bez kawy. Podoba mi się, że to opowiadanie jest bardzo... Nasze, nie tylko dlatego, że jest naszym życiem, ale przez to, że Milka pali... I jest sobą.
    Pamiętasz, jak połamałam Ci wtedy fajki ? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja bym chciała, żeby tak było. A było dziesięć razy w kółko to samo. To tak, jakby cudza głupota nam też padła na łeb.
      A to, że połamałaś mi fajki, było tak nie do zniesienia, tak bolesne, że nie byłam w stanie wrócić do tamtego momentu i tego opisać. Jedno z najgorszych wspomnień ever.

      Usuń
  3. Zrobiłam to z miłości - teraz też uważam, że za dużo palisz,ale już nie mam na Ciebie wpływu pod tym względem, więc nawet nie próbuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy nawet nie paliłam regularnie, tej! Z miłości to byś zaczęła ze mną palić, żeby nie zostawiać mnie samej z rakiem w hospicjum. xD

      Usuń
  4. O, a myślałam, że to podmiot liryczny będzie z Władkiem!

    OdpowiedzUsuń